orangutany, krokodyle i nosacze
BORNEO
dżungla w cieniu plantacji
Tak dużo do stracenia
Kilka faktów na temat Borneo
Borneo to trzecia co do wielkości wyspa na świecie, większe są jedynie Grenlandia i Nowa Gwinea. Wyspa należy do trzech państw: Indonezji (około 73% powierzchni), Malezji (około 26% powierzchni) i Brunei (około 1%). Wiek dżungli borneańskiej szacuje się na 140 mln lat, co czyni ją jednym z najstarszych lasów deszczowych na świecie. W tym unikalnym ekosystemie żyje wiele endemicznych gatunków roślin i zwierząt, których słynnym przedstawicielem jest nosacz sundajski. Kolejnym symbolem Borneo są orangutany, które w naturalnych warunkach żyją tylko tu i na Sumatrze.
Niestety, z powodu wylesiania wyspy i kłusownictwa orangutany borneańskie są krytycznie zagrożone wyginięciem. Główną przyczyną utraty naturalnych siedlisk przez orangutany jest ekspansja plantacji palm olejowych, które w zastraszającym tempie zastępują dziką dżunglę. Widać to wyraźnie z perspektywy samolotu, gdy obniża lot przed lądowaniem naszym oczom ukazują się ogromne połacie równych jak od linijki rzędów palm olejowych. Indonezja i Malezja są największymi światowymi producentami oleju palmowego.

Zobaczyć jak najwięcej, Wydając jak najmniej
Borneo w wersji low budget
Borneo było kolejnym etapem naszej wielomiesięcznej podróży po Azji Południowo-Wschodniej. Niestety finansowo nie mogliśmy sobie pozwolić na żadne wybryki, nie mieliśmy już kasy, by polecieć do drugiego malezyjskiego stanu tej wyspy, czyli Sabah. Postanowiliśmy na maxa wykorzystać pobyt w Sarawak i odwiedzić najciekawsze miejsca wokół Kuching zachowując przy tym sporą „dyscyplinę finansową”. Na szczęście Borneo w takim wydaniu jest naprawdę budżetową opcją (jak już się tu jest, bo największym kosztem jest oczywiście przylot).

Stolica stanu sarawak
nowoczesne miasto w otoczeniu małp i krokodyli
Na Borneo, a konkretnie do Kuching lecieliśmy z Wietnamu. Lot liniami AirAsia był stosunkowo niedrogi, za 4 osoby z dodatkowym bagażem rejestrowanym zapłaciliśmy około 2000 pln. Polacy nie potrzebują wizy do Malezji przy pobycie turystycznym do 90 dni. Z tych właśnie powodów zdecydowaliśmy, że Borneo poznamy z malezyjskiej strony. I tym sposobem wylądowaliśmy w Kuching, które jest stolicą stanu Sarawak. Mieszkaliśmy tu przez cały miesiąc, więc mieliśmy okazję trochę je poznać.
Kuching znaczy kot
W języku malajskim nazwa Kuching, stolicy stanu Sarawak, oznacza kota. Jako, że nazwa zobowiązuje, koty są motywem przewodnim Kuching. Znaleźć tu można wiele pomników przedstawiających te zwierzęta, jest też Muzeum Kotów (według nas spokojnie można sobie odpuścić wizytę w tym miejscu, które nas nie porwało wcale).
Poza całą swą kiczowatością i przesadą, Kuching ma jednak także wiele zalet. Po pierwsze jest doskonałą bazą wypadową do wielu Parków Narodowych, takich jak Bako (40 km), Gunung Gading (80 km), Santubong (35 km), Tanjung Datu (120 km), czy Rezerwatu Przyrody Semenggoh (20 km).
Biorąc pod uwagę olbrzymi obszar Borneo, to tu wokół Kuching dostajemy atrakcje w pigułce, w odległości max. 2h drogi autem od miasta możemy dotrzeć do orangutanów, nosaczy, krokodyli różańcowych, dzioborożców, świnek brodatych, czy zobaczyć rosnący w naturalnych warunkach największy kwiat świata, czyli raflezję.

Kolejnym atutem Kuching jest to, że jest tu naprawdę przystępnie cenowo, za dwupokojowy apartament z kuchnią i dostępem do basenu płaciliśmy średnio 200 pln/za dobę na 4 osoby. Za niewielkie pieniądze (około 100 pln/dobę) można wynająć samochód z pełnym ubezpieczeniem i bardzo tanie jest tu paliwo.
Można również niedrogo zjeść, chociaż malezyjska kuchnia nie należy do naszych ulubionych. Dużo w niej panierki oraz smażenia na głębokim oleju i takie jedzenie jest serwowane od rana do nocy. Z tego właśnie powodu najbardziej smakowała nam w Kuching jedzenie niemalezyjskie. Pizza od Balkanico Pizza (właściciel jest z Czarnogóry, a jego pizze po prostu wymiatają!), dania lankijskie w Ceylonese Restaurant i wietnamskie pyszności w Le Saigon. Chlubnym wyjątkiem od reguły jest malezyjska lokalna knajpka Borneo Delight, gdzie rzeczywiście można się polubić z malezyjską kuchnią. Szczególnie nam smakowała zupa z kwaśnego żółtego bakłażana i wędzonej ryby (bardzo oryginalny smak), krewetki po ichniemu i różne ciekawe liściaste dodatki (coś na podobieństwo gotowanego szpinaku).
Jeśli chodzi o samo Kuching, warto pooglądać murale w centrum miasta. Z tego co jeszcze podobało nam się w Kuching możemy polecić Park Orchidei, ale chyba szczególnie dlatego, że w tym ogrodzie mieliśmy szczęście zupełnie przypadkiem w ciągu dnia obserwować dużą sowę, która przysiadła i huczała na jednym z drzew. I to by chyba było na tyle atrakcji w mieście Kuching 🙂
Taksówką z Kuching do orangutanów
Taksówką za kilkanaście złotych można się wybrać z centrum Kuching na spotkanie oko w oko z orang-hutan, czyli ludźmi z lasu na wolności. I oni naprawdę są ludźmi lasu, tylko niby są na wolności. Orangutany, które można zobaczyć w Semenggoh są półdzikie. Żyją bez krat i klatek i teoretycznie wcale nie muszą tu przychodzić, jednak tereny ich naturalnych siedlisk skurczyły się na tyle, że pojawiają się w rezerwacie w godzinach karmienia. Oczywiście nikt nie daje gwarancji, że danego dnia przyjdą, to nie jest zoo, a orangutany swobodnie mogą opuszczać teren rezerwatu.
Rezerwat Przyrody Semenggoh
Rezerwat Semenggoh został założony w 1975 r. jako ośrodek rehabilitacji orangutanów, których populacja została zagrożona wyginięciem z powodu kłusownictwa, utraty siedlisk i nielegalnego handlu dzikimi zwierzętami. Rezerwat ten dokarmia półdzikie orangutany, które mogą (ale nie muszą) pojawić się tu o określonych porach dnia. Poranne karmienie zaczyna się o godzinie 9, a popołudniowe o 15. Odwiedzający wpuszczani są na teren rezerwatu również dwa razy dziennie, pomiędzy 8-10 i 14-16, tak by mieli szansę na zobaczenie zwierząt, które mogą zjawić się w godzinach karmienia.
Pomimo, że byliśmy tutaj w lutym, kiedy owoców na Borneo nie brakuje i ostrzegano nas, że szansa na zobaczenie orangutanów jest raczej niewielka (ponieważ w sezonie owocowym teoretycznie są w stanie samodzielnie zdobyć wystarczającą ilość pożywienia w lesie) mieliśmy okazję podziwiać je na własne oczy .

Po wejściu na teren rezerwatu (koszt jest symboliczny, około 10 pln za osobę dorosłą) musieliśmy przejść asfaltową drogą w otoczeniu lasu deszczowego około pół godziny do miejsca, gdzie na turystów czekają pracownicy parku.
Ci, którzy nie chcą pokonywać tej trasy pieszo, mogą podjechać jednym z pojazdów elektrycznych, które kursują na trasie spod głównego wejścia w pobliże platform obserwacyjnych. Polecamy przejść się pieszo i wsłuchiwać się w odgłosy dżungli, bo już ten krótki spacer jest ciekawym doświadczeniem. Krótko przed ustaloną godziną karmienia pracownicy rezerwatu tłumaczą odwiedzającym zasady zachowania się w tym miejscu i opowiadają nieco o swoich podopiecznych. Później zaczynają nawoływać ich z lasu, dając znać, że zbliża się pora jedzenia. Po chwili drzewa zaczynają się poruszać, a wysoko w ich koronach majaczą pomarańczowe sylwetki. W szybkim tempie orangutany zbliżają się do nas, a ekscytacja obserwatorów rośnie. Jest to niesamowite przeżycie. Opiekunowie zwierząt prowadzą grupę odwiedzających na platformę obserwacyjną, gdzie można z niewielkiej odległości podziwiać orangutany. Jest to niesamowite doświadczenie, a wymiana spojrzeń z samcem alfa robi piorunujące wrażenie.
Nieśmiałe nosacze i towarzyskie świnki brodate
W Bako jest trochę jak w ZOO bez klatek. Ilość i bliskość otaczających nas zwierząt jest oszałamiająca. Zaraz po wyjściu z łodzi na brzeg zobaczyliśmy przepiękną zieloną jaszczurkę, a z gałęzi nad naszymi głowami nieśmiało spoglądały nosacze.
Na plaży królowały langury i świnki brodate.
Po kantynie grasowało stado makaków, które kradły coca-colę 🙂 Kantyna to jedyne miejsce na terenie Parku Narodowego Bako, gdzie można kupić coś do jedzenia/picia. Ceny i jakość dań są umiarkowane.
Park Narodowy Bako
Kolejnym niesamowitym miejscem w pobliżu Kuching jest Park Narodowy Bako. Do parku można dostać się jedynie drogą wodną, położony jest na półwyspie. Z Kuching trzeba dojechać do przystani Bako Terminal ( taksówką, wypożyczonym autem, skuterem czy nawet miejskim autobusem), a następnie przepłynąć łodzią do samego parku. Rejs trwa około 20 minut, warto dogadać się z innymi turystami i podzielić się kosztami transportu (łódź może zabrać 6 osób).

Po dopłynięciu do brzegu wita nas ciekawa tabliczka informacyjna, ostrzegająca przed kąpielą w morzu, ponieważ w pobliżu żyją krokodyle różańcowe i w Bako obowiązuje zakaz kąpieli.

Do Bako można się wybrać z wizytą jednodniową, jednak my zdecydowaliśmy się na dwa noclegi na terenie parku i gorąco Wam polecamy właśnie wariant z noclegiem. Do wyboru są różne opcje zakwaterowania, a rezerwacji należy dokonać przez oficjalną stronę rządową, do której link zamieszczamy dla Was tutaj. Można przyjechać z własnym namiotem, wynająć jeden z pokoi w leśnym hostelu, lub zdecydować się na mniejszy lub większy domek, tzw. Forest Lodge. My wybraliśmy domek Forest Lodge Type 4 z dwiema sypialniami, własną łazienką i klimatyzacją. Koszt za noc dla 4 osób w 2023 r. wynosił 225 RM. Warunki są średnie, takie jak na prostym campingu, ale dzięki nocowaniu na terenie parku macie możliwość wybrania się na nocną wędrówkę po lesie z przewodnikiem i samodzielnego eksplorowania Bako już od świtu, kiedy można zobaczyć najwięcej zwierząt i najmniej ludzi.
Szlak Telok Pandan Kecil
Byliśmy w Bako z synami, którzy mieli wtedy 5 i 8 lat. Wybraliśmy szlak Telok Pandan Kecil o umiarkowanym stopniu trudności, bardzo ciekawy i różnorodny.
Całość wędrówki od wyjścia z bazy do powrotu zajęła nam około 3 h. Po drodze widzieliśmy nosacze, węża, malutki wodospad w lesie deszczowym, mięsożerne rośliny i dotarliśmy na szczyt klifu z pięknym widokiem na zatokę położoną poniżej.
Szlaki trekkingowe w Bako
Tak naprawdę najwięcej zwierząt widzieliśmy w najbliższym otoczeniu bazy, domków i kantyny. Warto jednak wybrać się na trekking po Bako, by zobaczyć tutejszą niesamowicie różnorodną i bujną roślinność, a przy okazji może uda się wypatrzyć także jakieś zwierzę. Park Narodowy Bako na Borneo oferuje różnorodne szlaki trekkingowe, dostosowane do różnych poziomów zaawansowania turystów. Szlaki są dobrze oznaczone i w ramach wyznaczonych ścieżek można się poruszać po parku samodzielnie.

Na wędrówkę należy zabrać ze sobą odpowiedni zapas wody, warto mieć ze sobą preparat odstraszający owady i krem z filtrem. Przed wyjściem na szlak trzeba wpisać się do książki wyjść w punkcie informacyjnym, podając planowaną trasę i godzinę powrotu.
Zdecydowanie możemy polecić szlak przez las deszczowy aż na szczyt klifu dla osób z dziećmi i wszystkich, którzy chcą zobaczyć różnorodne krajobrazy parku Bako, w ramach niezbyt wymagającej wędrówki.
Park Narodowy Santubong
Jedną z bardzo ciekawych opcji spędzenia czasu w okolicach Kuching i samodzielnego eksplorowania tej części Borneo jest trekking wokół góry Santubong. Z Kuching dojedziecie do podnóży góry w nieco ponad pół godziny, wstęp jest darmowy. Mount Santubong owiana jest legendami i na własnej skórze poczuliśmy magiczną aurę tego miejsca.
Nie wspinaliśmy się na sam szczyt, zamiast tego wybraliśmy spokojną trasę do wodospadu. Chociaż nie jest to bardzo wysoki szczyt (810 m n.p.m.), wejście na samą górę jest ponoć dużym wyzwaniem, ze względu na tropikalny klimat i konieczność wdrapywania się po pionowych drabinach. Nam zupełnie nie o to chodziło. Chcieliśmy w swoim niespiesznym tempie zanurzyć się w zieleni i zrobić spacer pośród niesamowitej przyrody. Były przeprawy przez mosty linowe, nosacze, był wąż przecinający drogę, a także żółwik i żabka i po prostu cały ten dzień był super.

W poszukiwaniu krokodyli różańcowych i delfinów
Kolejnym niesamowitym doświadczeniem, które można ogarnąć bez rujnowania budżetu jest rejs po Parku Narodowym Wetlands.
W Kuching znajdziecie wiele agencji turystycznych, które mają w ofercie taką atrakcję w formie zorganizowanej wycieczki, z odbiorem z hotelu itp.
My zawsze wolimy samodzielnie organizować sobie wyprawy i korzystać z pomocy ludzi na miejscu. Nie inaczej było i tym razem. Poszukiwania doprowadziły nas do Rakisa, właściciela łodzi, mieszkającego we wsi Santubong u podnóża majestatycznej góry. Cena, którą zaoferował była o połowę niższa niż te proponowane przez agencje w Kuching. Byliśmy w kontakcie na WhatsApp przez kilka dni, czekaliśmy na odpowiednie warunki pogodowe, które niestety nie nadchodziły.
Dzikie rzeki i mokradła, czyli Park Narodowy Wetlands
Bardzo chcieliśmy zobaczyć największe na świecie gady w ich naturalnym środowisku. Szukaliśmy kontaktu do miejscowego rybaka/właściciela łodzi, który mógłby zabrać nas w rejs po okolicznych rzekach i mokradłach. Robiąc research w internecie znaleźliśmy kontakt do Rakisa, który mieszkał we wsi Santubong i dobrze wiedział gdzie szukać krokodyli.

Przyjechaliśmy z Kuching do Kampong Santubong około 9 rano, dostaliśmy kapoki i ruszyliśmy z Rakisem i jego pomocnikiem w rejs po rzece. Najbardziej stresującym momentem był fragment, gdy mała łódka by dopłynąć do mokradeł wypływa na otwarte morze, które akurat tego dnia wcale nie było spokojne. Do tego padał drobny deszcz i było mgliście. Wypatrywaliśmy delfinów i krokodyli, jednak w tych warunkach niewiele dało się zobaczyć...
Mamy świadomość, że to nie zoo i nie ma gwarancji zobaczenia dzikich zwierząt w miejscu, w którym żyją na wolności, ale nie ukrywam, że byliśmy mocno rozczarowani, że podczas rejsu w sumie nie widzieliśmy nic oprócz rzeki i namorzynów.

Wynegocjowaliśmy z właścicielem łodzi, że po południu, jeśli pogoda się poprawi, zabierze nas na jeszcze jeden krótki, rejs w poszukiwaniu krokodyli już tylko w okolicach jego domu. Podpływając do pomostu gdzie na ten moment mieliśmy się pożegnać zobaczyliśmy nagle kolorową kulę, która z dużą prędkością pikowała czerwonym dziobem prosto w wodę tuż przed naszą łódką. Zachwyceni oglądaliśmy zimorodka bocianowatego (stork billed kingfisher) i jednogłośnie okrzyknęliśmy go najpiękniejszym ptakiem, jakiego widzieliśmy w życiu. Niestety dobrego zdjęcia nie zdążyliśmy zrobić, ponieważ ten piękniś był zbyt szybki!
Po zjedzeniu obiadu w lokalnej wiejskiej knajpce wróciliśmy do Rakisa w nadziei na bardziej szczęśliwą powtórkę rejsu po rzece. I rzeczywiście, nie minęło więcej niż 10 minut gdy pojawił się na brzegu pierwszy ogromny gad!
Krokodyle różańcowe są naprawdę potężne. Wśród miejscowych sieją postrach, bo każdy zna tu kogoś, kogo pożarły żywcem. My trzymaliśmy się od nich w bezpiecznej odległości i mieliśmy szczęście wypatrzyć jeszcze kilka okazów podczas "dogrywki rejsu".
Najmniejszy Park Narodowy Borneo
Tanjung Datu, nazywany perłą Sarawaku, to miejsce bardzo spokojne i odosobnione, pełne dzikiej przyrody i niesamowitych krajobrazów.
Ze względu na to, że byliśmy tu poza sezonem, czyli pod koniec lutego, dotarcie do parku okazało się sporym problemem. Kiedy jednak się to udało, w nagrodę za wytrwałość mieliśmy park Tanjung Datu tylko dla siebie.
To najmniejszy park narodowy na Borneo, położony na północno-zachodnim krańcu stanu Sarawak. Z Kuching dojechaliśmy tu wypożyczonym autem w około 2 h. Park leży na cyplu wysuniętym w Morze Południowochińskie, granicząc z indonezyjską częścią wyspy. Dostać się tu można na dwa sposoby – łodzią, lub pieszo. W obu przypadkach należy dojechać do wsi Telok Melano, bo dalej się już nie da 🙂 Dostęp do parku bywa bardzo ograniczony, szczególnie w porze deszczowej, która trwa tutaj od listopada do lutego. Morze jest wtedy zazwyczaj niespokojne, a podróż łodzią niemożliwa ze względów bezpieczeństwa. Szlaki piesze bywają w tym okresie bardzo śliskie i trudne do przebycia, Najlepszym czasem na wizytę w Tanjung Datu jest pora sucha od marca do września. Wtedy też jest największa szansa zobaczyć żółwie morskie, które przypływają na plaże Tanjung Datu złożyć jaja.
Park Narodowy Tanjung Datu
Po dojechaniu do Telok Melano zaczęliśmy poszukiwania przewoźnika, który mógłby łodzią pomóc zabrać nas do parku. Pytaliśmy ludzi w wiosce i na plaży i powoli zaczynało do nas docierać, że prawdopodobnie nie będzie możliwe dostanie się drogą wodną do Tanjung Datu ze względu na monsun i wysokie fale. W końcu udało nam się skontaktować z miejscowym właścicielem łodzi, Minhadem, który w sezonie woził ludzi do parku narodowego (podróż w obie strony 300 RM). Obiecał pojawić się w umówionym miejscu i wszystko z nami omówić. Nie musieliśmy długo czekać nim Minhad zjawił się pod sklepikiem, gdzie na niego czekaliśmy. Potwierdził to, co już wcześniej słyszeliśmy od ludzi w wiosce - ani tego dnia, ani przez co najmniej kilka kolejnych nie będzie możliwości przepłynięcia łodzią.

Ten dobry człowiek, który widział jak bardzo zależy nam na dotarciu do Tanjung Datu zaproponował, że może nas tam zaprowadzić trasą pieszą przez las deszczowy, wzdłuż wybrzeża. Uzgodniliśmy z dziećmi, że decydujemy się na to i tak zaczęła się jedna z najbardziej niezapomnianych przygód naszej podróży po Azji.

Było już dosyć późno, gdy wyruszyliśmy z Minhadem wgłąb dżungli. Musieliśmy narzucić spore tempo wędrówki, by dotrzeć na miejsce przed zmrokiem. Na szczęście większość bagaży zostawiliśmy w samochodzie, zaparkowanym u zaufanej osoby w wiosce Telok Melano. Na plecach mieliśmy tylko najpotrzebniejsze rzeczy i jedzenie (na terenie Parku Tanjung Datu nie ma kantyny ani sklepu, wszystko czego potrzebujemy należy przynieść/przywieźć ze sobą). O ile nie byłby to większym problem przy opcji transportu łodzią, tak w naszym wypadku wszystko musieliśmy tachać na plecach. Zabraliśmy wodę, owoce i składniki na naleśniki. Nocleg teoretycznie mieliśmy mieć zapewniony po dotarciu do parku. Minhad był bardzo sprawnym przewodnikiem, dokładnie wiedział którędy iść w porze deszczowej, żeby nie narazić nas na kłopoty. Droga przez dżunglę była niesamowitym doświadczeniem, słyszeliśmy odgłosy małp w koronach drzew i podziwialiśmy ogromne, wiekowe drzewa. Musieliśmy się jednak spieszyć i było to spore wyzwanie, bo byliśmy przecież z małymi dziećmi. Obecność Minhada, który znał ten teren znakomicie dodawała nam otuchy i wiary w pomyślny scenariusz tej przygody. W końcu tuż po zachodzie słońca dotarliśmy do Parku Narodowego Tanjung Datu. Oprócz nas nie było tam żadnych innych turystów, jedynie kilku pracowników w bazie parku. Byli w olbrzymim szoku kiedy nas zobaczyli, ciężko było im uwierzyć, że dostaliśmy się tu pieszo wraz z dziećmi.

Dokonaliśmy rejestracji i opłaty za wstęp do parku narodowego oraz wykupiliśmy nocleg i dostęp do kuchni polowej.
Z perspektywy czasu to właśnie ten wieczór i noc wspominamy jako jedną z najlepszych przygód podczas naszej ośmiomiesięcznej podróży po Azji Południowo-Wschodniej. Naleśniki smażone w woku w przy dźwiękach dżungli i noc w prowizorycznej chacie bez ścian (za to z dachem i dwiema "sypialniami :-)" są naszym wspólnym, niezapomnianym doświadczeniem.
Poranek przywitał nas spektakularną pustą plażą z dżunglowym krajobrazem w tle. Łyżka dziegciu to niestety śmieci, które podczas monsunu na brzeg wyrzuca morze. Widzieliśmy je na wybrzeżu idąc do parku z Minhadem, zobaczyliśmy je też rano na plaży, którą w ramach standardowych obowiązków oczyszczał jeden z pracowników parku. Powiedział, że od tego zaczyna każdy poranek, a kolejnego dnia morze wyrzuca nową partię śmieci i tak w kółko 🙁
Raflezja, czyli największy kwiat Świata
Należy do roślin pasożytniczych, nie ma korzeni, liści ani łodygi, a jej olbrzymi kwiat może ważyć nawet 10kg i osiągać średnicę 1m. Raflezja nazywana jest trupim kwiatem, ponieważ wydziela intensywny, nieprzyjemny zapach przypominający gnijące mięso, aby przyciągnąć muchy, które zapylają roślinę.
Kwitnienie raflezji jest w Gunung Gading sporym wydarzeniem, komunikowanym na oficjalnej stronie facebookowej parku.
Park Narodowy Gunung Gading
Mniej więcej w połowie trasy pomiędzy Kuching a Tanjung Datu, niedaleko miasta Lundu znajduje się kolejny ciekawy park narodowy, Gunung Gading. Słynie przede wszystkim z występowania raflezji, największego kwiatu świata.
Są tu również malownicze trasy piesze, wodospady, tropikalne drzewa, paprocie i storczyki.
My wybraliśmy się na spacer po parku z przewodnikiem, by mieć większą szansę na znalezienie kwiatu giganta. Zobaczenie raflezji wcale nie jest takie pewne, bo olbrzymka rozwija się kilkanaście miesięcy po czym zakwita jedynie na kilka dni.

Hej, Witaj na pokładzie
Płyń z nami jeśli kochasz odkrywać świat na własną rękę, szukasz inspiracji podróżniczych i sprawdzonych miejsc noclegowych.